piątek, 5 kwietnia 2013

Japońskie RPG

W przerwie między kolejnymi meczami w Football Managera 2013 (nie wiem czym tak mnie wciągnęła tegoroczna edycja, ale to fakt) i potyczkami w Black Ops II, postanowiłem nadrobić braki w swojej znajomości gier jRPG. Generalnie nie jestem ani przeciwnikiem, ani wielkim fanem tego gatunku.

Do kilku rzeczy muszę się przyznać. Najważniejszą z nich jest ta: nigdy nie skończyłem żadnego jRPGa. Najbliżej końca byłem w którejś z pierwszych edycji Pokemonów. A to i tak tylko dlatego, że grałem na emulatorze. Dzięki temu klikałem w pewnym momencie F7 albo F8 i wyłączał się limiter klatek na sekundę - po kilku chwilach każdą walkę z napotkanym Pokemonem miałem za sobą. Mogłem tak łatwo podbijać poziomy i dzięki temu w ogóle dojść do finału.

Moim drugim jRPG był Final Fantasy X-2. Wiem, dziwnym jest zaczynać od kontynuacji, ale grę kupiłem nieco przypadkiem na wyprzedaży w Warszawie - a był to jeszcze czas, gdy gry na konsole w nieco niższych cenach można było dostać jedynie w największych miastach. Pamiętam, że mi się podobało, z fabuły nie rozumiałem wiele, ale były tam jakieś kobitki, grafika dawała radę, a eksploracja sprawiała frajdę. Nie pamiętam dlaczego w końcu odpuściłem, ale ostatecznie FFX-2 wylądowało na Allegro, jako moja pierwsza sprzedana tam gra.

Później od czasu do czasu włączałem coraz to nowsze Pokemony na emulatorze i w sumie tyle jeśli chodzi o cały gatunek. Grałem głównie na komputerze, a tutaj jRPG było po prostu mało. Do tego od zawsze wolałem grać po polsku (choć z angielskim problemów nie miałem) więc produkcje na PC miały przewagę.

Niedoceniony jRPG

Kolejny etap to nabycie Nintendo DS. Na tej platformie sprawdziłem masę jRPG. Wspomnę o kilku wartych szczególnej uwagi. Przepraszam jeśli pomylę się w nazwach, ale łatwo się majtnąć, gdy tyle ich było.
Jeśli chodzi o pierwsze Final Fantasy, najdłużej grałem w trójkę, ale gry specjalnie mnie nie urzekły. Klimat - raz lepszy raz gorszy. Gameplay - solidny, choć zbyt mało przystępny dla nooba. Na pewno zyskiwały przy dłuższych posiedzeniach, ale ja jakoś nigdy nie miałem do nich nastroju. Kiedyś pewnie do początkowych Finali wrócę.
Druga wielka marka na DSie to Dragon Quest. Ograłem dwa tytuły z tej serii. Numerku pierwszego z nich nie pamiętam, ale zabawa była przednia. Obstawiam, że ukończyłem grę gdzieś w 1/3 i niestety zepsuł mi się save. Nie chciało mi się do niej wracać, ale jak z FF - na pewno kiedyś ją ogram. Drugim tytułem z serii DQ był ten z numerkiem IX. Przepraszam was Pokemony, ale to mój ulubiony prawdziwy jRPG. Wszystko mi się tam podobało z wyjątkiem często wkurzających side-questów i "tylko" przyjemnej fabuły. Gra jest ogromna i w żadnym z podejść jej nie ukończyłem. Kolejna na liście do nadrobienia.
Dalsze godne polecenia jRPGi na DS to Chrono Trigger i bardzo niedoceniona Radiant Historia. Obie łączą podróże w czasie, alternatywne wizje świata, a także przyjemna rozgrywka.

Później już na PS2 odpaliłem Final Fantasy XII i na kilkanaście godzin zostałem pochłonięty bez reszty. Bardzo podobał mi się system walki, tak zjechany w wielu recenzjach. Mechanika nieco przypominająca MMO była dla mnie tylko kolejnym plusem. Fabuła - też krytykowana - nie porażała jakoś głupotą, może nie licząc pań z króliczymi uszami. Pamiętam, że w końcu zginąłem, straciłem sporo postępu i odłożyłem grę na później. Jak to zwykle bywa - później nie nadeszło.

Postanowiłem, że teraz, w trakcie przerwy od MMO (nikogo mi się nie udało przekonać do Eve, a samemu się nie chce latać, ale za to do WoWa mnie ciągnie) i posuchy na rynku, nadrobię zaległości w gatunku japońskich RPG. Zacząłem od...

Kingdom Hearts


I już na początku zupełnie nie wiem jak KH ocenić. Myślałem najpierw, że zrobię jakieś "pierwsze wrażenia" czy coś w tym guście, ale jak napisać coś takiego, gdy po kilku godzinach odłożyło się grę na (wirtualną co prawda) półkę. Niestety, ale dwie rzeczy mnie dobiły.
Po pierwsze - sekwencje latania z planety na planetę. Słabo zrealizowana strzelanka w klocki, wybijająca z klimatu i po prostu nudna. Odechciewa się zwiedzania tych planet i zdobywania poziomów - bo wiesz, że powrót na planetę z przeciwnikami o niższym levelu, wiąże się z koniecznością przejścia tej mini gierki.
Druga rzecz, która zupełnie mi nie podeszła to system walki. Dla mnie zbyt chaotyczny. Za mało tu taktyki, za dużo chaosu. Pewnie ja jestem słaby i po prostu go nie opanowałem, ale jakoś nie miałem siły i poddałem się na walce Cerberem. Nie chciało mi się levelować postaci na innej planecie bo - patrz punkt 1.
Klimat za to był świetny. O ile postacie z FF były mi obojętne, tak nie sposób skrytykować elementy z Disney'a. Jak można nie lubić Donalda i Goofy'ego?
Słyszałem, że Kingdom Hearts II jest lepsze od poprzedniczki. Raczej się o tym nie przekonam, bo nie lubię zaczynać drugiej części czegokolwiek bez skończenia jedynki.

Final Fantasy VII


Musiałem w końcu sprawdzić ten tytuł. Gra wymieniana jako jedna z najlepszych w historii. A ja... dałem sobie spokój po dwóch godzinach. Wstyd mi, ale spróbuję się usprawiedliwić.
Nie cierpię, po prostu nie znoszę połączenia 2D i 3D w stylu z FF na PSX. Tego się nie da oglądać. Filmiki - super, grafika w trakcie walk - jeszcze lepsza. Ale zabawa z eksploracji takiego otoczenia leży zakopana dziewięć metrów pod ziemią.
Druga sprawa to klimat. Ideał to dla mnie ten z Baldur's Gate. Kto grał, ten wie o jaki chodzi. Za akceptowalny uważam ten z pierwszego Fallouta. Ale jakieś reaktory, energie, frakcje Soldiery i niesoldiery, kurczę, to po prostu nie dla mnie. Żeby chociaż grafika była w pełni 2D albo 3D to bym przebolał. Tym bardziej, że wszystko inne mi pasowało.
Dialogi - to dopiero początek gry, a już było sporo fajnych tekstów. Dorosłe dialogi w jRPG to rzadkość, a te w FF VII są po prostu dobrze napisane.
Muzyka - absolutny killer. Jak klimat może mi nie podszedł, tak muzyka jest idealna. A rzadko kiedy chwalę ten element w grach.
Podsumowując - czekam na reedycję FFVII w dzisiejszej oprawie. Mogę się założyć, że taka w końcu powstanie. Uznałem, że nie ma co się męczyć z tym pseudo 3D i pozostaje uzbroić się w cierpliwość.

Czyli, jak widać, straszny ze mnie malkontent jeśli chodzi o jRPG. Nawet w kultowym FFVII znalazłem coś co mi się nie podoba. Przepraszam wszystkich fanów tej odsłony serii za bycie takim ignorantem ;-)

W najbliższym czasie postaram się ograć (i oczywiście skrytykować za absurdalne minusy) inne tytuły z tego gatunku. A może w końcu zbiorę się w sobie i skończę Dark Soulsa. Albo wrócę do Wowa. Tak czy siak, będzie co czytać. Do usłyszenia.

3 komentarze:

  1. Jeżeli ogarnąłeś Chrono Triggera, to polecam także obczaić Chrono Cross'a na PSX'a. Także bardzo przyjemna fabuła, świetna oprawa muzyczna i niezgorsza graficznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń