sobota, 2 sierpnia 2014

Deus Ex: Human Revolution, czyli udany powrót.

Każdy ma takie gry, w które ciężko jest się wkręcić. Słyszałeś o nich wiele dobrego, chcesz zagrać i choć dajesz im raz za razem szanse - po prostu nie idzie. Ja miałem tak na przykład z Final Fantasy VII. A z nowszych tytułów: z Deus Ex: Human Revolution. Uwielbiam oryginalnego Deusa, przeczytałem wiele pochlebnych opinii o najnowszej odsłonie, ale w każdej próbie zagrania coś mnie zniechęcało do dalszej zabawy. Jeśli dobrze liczę, teraz rozpocząłem grę po raz piąty. I nareszcie się wkręciłem. Bardzo się z tego cieszę, bo Human Revolution jest po prostu świetne.

A przecież wszystko mogło pójść nie tak. Syndicate, Splinter Cell, Thief: wiele klasycznych hitów operację odświeżenia kończyło tragicznie - zgonem. Tymczasem Human Revolution przypomina oryginalnego Deusa w każdym aspekcie. Czasami aż za bardzo. Pomyślano o wszystkim, jest nawet powrót pamiętnej reprymendy po eksploracji damskich toalet w centrali. Zaimplementowane współczesne rozwiązania (takie jak system chowania się za przeszkodami) jedynie ułatwiają wejście w świat przedstawiony przez Eidos. A o nim można rozpisywać się godzinami. Może obszar działań jest niewielki, może projekt poziomów i połączeń między poszczególnymi kondygnacjami nie jest na miarę serii Souls, ale cyberpunkowy świat Deusa jest fenomenalny. 


Fabularnie gra nie zawodzi. Jak dla mnie jest nawet lepiej niż w pierwszej części. Nasz bohater, Adam Jensen, niczym Robocop - niby ginie, ale nie do końca. Po spędzeniu wielu godzin na stole operacyjnym, staje na nogi i cięższy o kilka kilogramów nano-augumentacji wraca do swojej starej roboty jako szef ochrony korporacji Sarif Industries. Co dzieje się później? Lepszym pytaniem byłoby co tam się nie dzieje. Fan Deus Ex'a ma tu wszystko co mógłby sobie wymarzyć. Są zwroty akcji, podróżowanie po kilku krajach, ale także wiarygodni bohaterowie i całkiem dobre dialogi.

Od strony rozgrywki postawiono na ukrywanie się przed wrogami. W mój gust twórcy trafili, ale przecież Deus Ex zawsze oferował też całkiem przyjemne sianie zniszczenia za pomocą arsenału mniej lub bardziej wiarygodnych broni. Usłyszałem wśród graczy takie określenie - "feeling broni". I ten "feeling" w Human Revolution mocno niedomaga. Strzelanie tutaj jest generalnie dosyć nudne. Twórcy jakby byli tego świadomi, zachęcając do pokojowego nastawienia większą ilością doświadczenia za pozostawianie wrogów przy życiu. Tak też polecam podejść do HR - jako do prostej skradanki. I to wyjątkowo prostej, gra po odblokowaniu kilku specjalnych umiejętności jest banalna i przechodzi się właściwie sama - może poza potyczkami z bossami, przerobionymi zresztą na bardziej skomplikowane w Wersji Reżyserskiej, zawierającej też całkiem przyjemne DLC.


A dlaczegóż to wcześniej było mi z Deusem nie po drodze? Human Revolution ma specyficzny styl graficzny. Złota poświata towarzyszy graczowi niezależnie od lokacji. Po kilku godzinach patrzyłem już na nią z sympatią, ale na początku trochę odrzucała mnie od grania. Większym problemem jest sterowanie. Adam Jensen to fajny gość, ale kocich ruchów to on nie ma. Animowanie postaci gracza jest zwyczajnie drętwe. Skończyłem na tym, że podłączyłem pada i całego Deus Ex'a przeszedłem przy tym kontrolerze. Tak łatwiej mi było przestawić się na ciągłą zmianę widoku z pierwszej osoby na trzecią.

Wyobraźmy sobie świat w niedalekiej przyszłości, przesiąknięty korupcją i politycznymi zawirowaniami, gdzie co odważniejsi (i co bogatsi) mogą pozwolić sobie na wszczepy ze sztucznymi ulepszeniami. Świat w którym gigantyczne korporacje przejmują powoli władze nad kolejnymi sferami życia, a inwigilacja jest na porządku dziennym. Nie brzmi to ciekawie - ale jedynie dla mieszkańców Ziemii 2027, bo dla sprawnych twórców to pierwszorzędne pole do popisu. I ci tutaj dali radę, możecie mi uwierzyć. Najlepiej - nie na słowo. Human Revolution kosztuje obecnie grosze i jeśli jeszcze nie graliście to biegiem do sklepu!

---
PS. A wiecie, że "Adam Jensen" w rzeczywistości też brzmi jak Adam Jensen ;) ?


1 komentarz:

  1. Odpuściłem sobie ten tytuł, tylko tak naprawdę nie pamiętam dlaczego... Przekonałeś mnie jednak, żeby dać Jensenowi szansę :)

    OdpowiedzUsuń