Jestem fanem serii Call of Duty. Jedynkę przeszedłem niezliczoną ilość razy i znam ją praktycznie na pamięć. Dwójka mniej mi się podobała, ale także z przyjemnością ją przeszedłem i to kilka razy. Trójka? Ludzie mówią, że najsłabsza. Dla mnie była w porządku. To też mój pierwszy multiplayer w serii - spędziłem w nim kupę czasu. Czwórka to rewolucja, która w dużej mierze zmieniła ten gatunek. Według mnie na gorsze, bo dziś twórcy robią głównie takie oskryptowane FPS-y. Ale swego czasu CoD4 wymiatał. To moja druga ulubiona część, po jedynce.
Dalej mieliśmy World at War. Też na tą część specjalnie bym nie narzekał. To najbardziej brutalna odsłona Call of Duty, do tego mająca najlepszy dubbing w serii. Chętnie skończyłem - ale raz. Pora na Modern Warfare 2. Ależ ja na to czekałem! Hype wokół tej części przebił u mnie wszystkie inne tytuły. W końcu to sequel kapitalnego Modern Warfare. Czy to mogło się nie udać? I zawiodłem się. Nie dlatego, że to zła gra była. Dlatego, że oczekiwania były zbyt duże. Raz przeszedłem i zapomniałem. Dziś kojarzę jedynie słynna scenę rzezi na lotnisku.
I wtedy, mam wrażenie, postrzeganie serii wśród graczy nieco się zmieniło. CoD nie był już tym First Person Shooterem idealnym, wzorem dla każdej innej strzelanki. Twórcy znaleźli dojną krowę. Od tej pory myślałem, że będą już jedynie tworzyć kopie MW2, ale nigdy nie zejdą poniżej pewnego poziomu. I miałem rację, do czasu. Ale o tym za chwilę.
Najlepsza scena w grze i nawiązanie do świetnej poprzedniczki.
Bo wyszedł Black Ops. Od "tych słabszych z dwóch" twórców Call of Duty. Część nieco kameralna w stosunku do tego co zaprezentowano w MW2. A w żadnym wypadku nie gorsza. Wciągająca fabuła? Jest. Ciekawe postacie? Są. Rozsądna ilość akcji? Jest. Black Ops to część, którą stawiam wyżej niż MW2 oraz MW3 i bardzo, bardzo czekałem na kontynuację.
O MW3 nie piszę wiele, bo tam poziom absurdu przekroczył moje możliwości. Skończyłem, ale z trudem.
Gdy wyszło Black Ops 2, ogrywałem inne tytuły. Ten CoD musiał poczekać do dzisiaj. Jestem świeżo po skończeniu tej części. I niestety, strasznie się zawiodłem. Na mój gust to najgorsze Call of Duty w historii...
A zaczęło się nieźle. Brakowało jednak przypomnienia postaci z pierwszego Black Ops, bo poza fajnym zwrotem fabularnym nie pamiętałem już zbyt wiele. Tutaj od razu wrzucono gracza w wir wydarzeń i postaci znanych z jedynki i można było czuć się zagubionym. Samo strzelanie i pierwsze misje to za to rewelacja. Zero szokowania nowościami, ot solidny nowy CoD. Potem jest już tylko gorzej.
Zacznijmy od wstawek RTS-owych. Nie trawię tego gatunku. Po prostu nie mogę grać w coś takiego. Na szczęście - misje te są opcjonalne i po jednej dałem sobie spokój. Na nieszczęście - podobno od nich zależy fabuła. Kto wpadł na ten pomysł?!
Dalej druga "wspaniała" nowość czyli różny bieg wydarzeń. W teorii super, w praktyce niekoniecznie. Wybory typu oszczędź/zabij są w porządku, od taka ciekawostka. Ale możliwość poważnego failu np. za nieuratowanie jakiegoś ważniaka? Nie podoba mi się. To ma być strzelanka, nie dawajmy tu takich opcji...
Przeżyłbym to, gdyby nie głupota fabuły. Nawet w MW3 postacie i los świata nie był nam aż tak obojętny. Końcowy atak na Los Angeles to jedna z najbardziej absurdalnych scen, jakie widziałem w grach. A wrzucenie gracza (chciałem dać tu nazwę bohatera, ale tak się "wczułem", że nawet nie wiem tak na 100% czy to był Mason, Woods czy Sekcja. Raczej ten ostatni) za ster jakiegoś odrzutowca i koszmarny system latania... Mając kapitalny model strzelania zamienić to w prawie-że-finale na koszmarek, w postaci beznadziejnego latania? To przelało czarę goryczy.
Zapowiedź Black Ops 3 czyli inwazja kosmitów.
Na mały plus twórców bycie konsekwentnym w kwestii efektów olania misji RTS-owych i złych wyborów w grze. Po takich działaniach miałem tak niehappy-end jak to tylko możliwe.
Bo do tak słabej (w porównaniu z poprzedniczką) gry happy end nawet nie pasuje.
...
(Kończy narzekać na singla i idzie grać w multi.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz