środa, 15 lipca 2015

TOP15 - Najlepsze fabuły w grach (Miejsca 11-15)


Pomyślałem, że stworzę listę moich ulubionych growych fabuł, a dla większego napięcia zrobię to w formie popularnych ostatnio TOP-ów. Na wstępie chciałbym jednak zaznaczyć, że to "moja" lista, a ja we wszystkie gry świata nie grałem. Do tego zapewne zapomniałem o niejednej znanej mi perełce. Tak czy siak - oto mój TOP15 fabuł w grach komputerowych!

Miejsce 15 - Mass Effect



Pierwszy przedstawiciel Bioware na mojej liście. Zdradzę, że nie ostatni. Fantastycznie wykreowane uniwersum, rewelacyjne, dające się polubić postacie i dosyć prosta, choć bardzo absorbująca opowieść. Mass Effect pod względem fabularnym jest bezapelacyjnie moją ulubioną częścią serii. Mamy tu zarówno zwroty akcji, jak i chwytające za serce momenty, a na dodatek zostawiono odpowiednią liczbę niedopowiedzeń, nie siląc się na idiotyczne wyjaśnienia tajemniczych aspektów kosmicznego uniwersum, jak w ostatniej części trylogii.


Miejsce 14 - Arcanum: Przypowieść o Maszynach i Magyi


Zacznę podobnie jak w przypadku Mass Effecta: to pierwszy przedstawiciel Troiki na liście. I nie ostatni. Arcanum to wielki erpeg, bez dwóch zdań jeden z moich ulubionych. Paradoksalnie, to nie fabuła jest jego najmocniejszą stroną. Ale i ona daje radę - stąd 14 miejsce na mojej liście. Najbardziej interesujące jest tu mieszanie się tytułowych Maszyn (technologii) i Magyi (magia i elementy nadprzyrodzone). Sama fabuła dość długo się rozkręca, początek może nawet trochę gracza zniechęcić, ale po jakimś czasie po prostu nie można się oderwać od monitora.


Miejsce 13 - Final Fantasy VII 



Nie jestem jakimś wyznawcą siódmego Finala. Gra jest bardzo dobra, ale nie uważam jej za arcydzieło. Niemniej jednak, fabularnie to najwyższa półka gier jRPG. O ile początek jest dosyć ciężki w odbiorze, sporo tu typowej dla gatunku umowności, tak po kilku godzinach akcja nabiera tempa i nie zwalnia już do napisów końcowych. Fajnal ujął mnie przede wszyskim uczuciem wielkiej przygody, jaką przyszło przeżywać niezwykle sympatycznym bohaterom gry. Warto zagrać w Final Fantasy VII choćby i dla samej historii.


Miejsce 12 - The Darkness



Niespodzianka, prawda? Ilu z Was grało w pierwszą część The Darkness? Pewnie niezbyt wielu. Jest to tym czasem jeden z najciekawszych FPS-ów, w jakie grałem. Rozgrywka jest przyjemna i całkiem, jak na strzelankę, złożona i zróżnicowana, ale wisienką na mrocznym torcie The Darkness jest opowieść. Poważna, mafijna historia z wplecionym wątkiem paranormalnym. Brzmi dosyć ciężko strawnie, ale uwierzcie, jest to naprawdę kawał dobrze opowiedzianej fabuły. Niestety sequel nie może się nawet równać do historii jedynki, zresztą nie powinno go w ogóle być, bo kompletnie zrujnował idealne, słodko-gorzkie zakończenie pierwszej części gry.


Miejsce 11 - Gray Matter


Miejsce dziesiąte przypadło przygodówce. Pozwolę sobie zacytować fragment mojego wpisu o grze.

Gra opowiada historię dwóch osób. Pierwsza z nich to Sam, młoda dziewczyna, której motor ulega awarii w okolicach Oxfordu. Druga z postaci to David Styles, profesor prowadzący pewne niezwykłe badania.


Profesor, przed pojawieniem się Sam, w tajemniczych okolicznościach stracił żonę i od tego czasu zmienił swoje spojrzenie na świat. Stał się zgorzkniałym samotnikiem. Sam ("TA" Sam, nie profesor) marzy o dołączeniu do Klubu Dedala, stowarzyszenia zrzeszającego magików.

To krótki opis dwóch bardzo ciekawych i złożonych postaci, ale o czym jest Gray Matter? W dużym skrócie, to opowieść o zjawiskach nadprzyrodzonych i... miłości. Najlepsze w fabule jest to, że z żadnym elementem nie przesadzono. Mało tego, w Gray Matter to "magia", a raczej iluzja jest sztuką logiki i konsekwencji pewnych działań, a to z pozoru matematyczne, profesorskie badania mają w sobie nadprzyrodzoną cząstkę!

Do tego gra ma jeden z najpiękniejszych wątków miłosnych, jakie widziałem. Jeśli ktoś ma duszę romantyka, to może w ciemno kupować GM. Mamy tutaj opowieść o miłości silniejszej niż śmierć, jednocześnie podaną w bardzo strawnej formie. Ba, powiem że przy wątku profesora i jego żony, aż się prosi żeby w tle puścić sobie motyw Deionarry z Planescape Torment. Niech to będzie wystarczająca rekomendacja.

We wpisie właściwie wyczerpałem temat. Gray Matter to zaskakująca (bo kto spodziewał się takiej rewelacji?) i niezwykle wciągająca gra point'n'click, w którą warto zagrać, by przeżyć tą niezwykłą opowieść na własnym... ekranie.

To na tyle jeśli chodzi o część pierwszą mojego TOP-u. Część druga już niedługo, a w niej... zobaczycie sami.


Zobacz też:
Wygrałem na Facebooku.
Wrażenia z gier wszelakich.

7 komentarzy:

  1. Arcanum!!! Ale fakt, moc tej gry nie leży w fabule, tylko w całości. Steampunku. Easter-eggach. Orkach w garniturach. I rekonstrukcji dwu-głowej krowy w muzeum w Tarancie z ZAMIERZCHŁEJ przeszłości. To była gra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w graniu postacią o zerowej inteligencji, gdy każdy (a przede wszystkim główny towarzysz) zwraca się do ciebie jak do debila :D (choć fajniej mi się gra wygadanym)

      Usuń
  2. dla mnie nie bardzo liczy sie cala fabula, nie mam czasu na wczuwanie sie w role bohatera - ja po prostu lubie sobie postrzelac i zmasakrowac przeciwnikow. nie lubie tez placic ani nie bede piracil, dlatego gram tylko w najlepsze darmowe gry akcji

    OdpowiedzUsuń
  3. Ejj nie spamuj już tym Anonimowcu okey?

    OdpowiedzUsuń
  4. Blogger mega. Zapraszam Cię również na mój blog...

    OdpowiedzUsuń
  5. http://recenzjegierczapimati.blogspot.com/2018/01/heavy-rain-2010-pereka-do-dzis.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na https://www.bananki.pl/event/

    OdpowiedzUsuń