Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemyślenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemyślenia. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 lipca 2015

TOP15 - Najlepsze fabuły w grach (Miejsca 11-15)


Pomyślałem, że stworzę listę moich ulubionych growych fabuł, a dla większego napięcia zrobię to w formie popularnych ostatnio TOP-ów. Na wstępie chciałbym jednak zaznaczyć, że to "moja" lista, a ja we wszystkie gry świata nie grałem. Do tego zapewne zapomniałem o niejednej znanej mi perełce. Tak czy siak - oto mój TOP15 fabuł w grach komputerowych!

Miejsce 15 - Mass Effect



Pierwszy przedstawiciel Bioware na mojej liście. Zdradzę, że nie ostatni. Fantastycznie wykreowane uniwersum, rewelacyjne, dające się polubić postacie i dosyć prosta, choć bardzo absorbująca opowieść. Mass Effect pod względem fabularnym jest bezapelacyjnie moją ulubioną częścią serii. Mamy tu zarówno zwroty akcji, jak i chwytające za serce momenty, a na dodatek zostawiono odpowiednią liczbę niedopowiedzeń, nie siląc się na idiotyczne wyjaśnienia tajemniczych aspektów kosmicznego uniwersum, jak w ostatniej części trylogii.

niedziela, 5 lipca 2015

Traumatyczne przeżycia w grach komputerowych.

Przeglądając kiedyś internetowe fora, natknąłem się na ciekawy wątek. Przerażające, traumatyczne chwile w grach! Chyba każdy takie przeżył. Ja na pewno. Oto moje najbardziej wstrząsające growe przypadki z dzieciństwa...

Resident Evil - rysunek zombiaka w OPM
Nie mogę znaleźć w necie samego rysunku, ale pamiętam to dzieło doskonale. Ja, niewinny uczeń szkoły podstawowej, kupiłem piekielnie drogi Oficjalny Magazyn PlayStation dla płyty z demkami, a on zafundował mi kilka nieprzespanych nocy - i to nie przez granie! Ten rysunek miał w sobie coś groźnego i tajemniczego - strasznie powłóczący nogami zombiak z odpadającymi kawałkami skóry. Horror, horror.

A Resident Evil to także traumatyczne przeżycia w samej grze. Wspomnijmy dwa fragmenty...

Wejście pierwszego zombiaka...


I atak zmutowanych psów...



środa, 25 marca 2015

Hymn prawdziwego no-life'a.

Kolega pochwalił się niedawno nowo odkrytym filmikiem. Podobno znalazł go przypadkiem gdzieś na niebezpiecznych, niezbadanych terenach Youtube'a. Mam nadzieję, że nie ściemnia i że na prawdę nie oglądał po prostu pewnego bollywoodzkiego romansidła. 

Niemniej jednak znalezisko to nieprzeciętne, a piosenka, w szczególności jej refren - niczego sobie!

od 0:24


Z no-life'owym pozdrowieniem!

piątek, 2 stycznia 2015

Moje gry roku 2014.

To nie był zbyt udany rok dla graczy. Sporo zawodów, gameplay'owych i technicznych kiszek, przesyt schematycznymi, robionymi na jedno kopyto tasiemcami. Do tego, przynajmniej z mojej perspektywy, niezadowalający start nowych konsol. Na chwilę obecnie najchętniej przygarnąłbym Wii U, bo Nintendo jako jedyne postawiło nie na wątpliwe graficzne fajerwerki, a czystą zabawę. To jednak temat na inną historię. 

Przejdźmy do sedna - gier roku 2014. Nie ograłem wszystkiego, co mnie interesowało. Co najważniejsze - na razie odpuściłem Dark Souls 2 (czekam na wydanie z wszystkimi dodatkami), czyli mocnego kandydata do znalezienia się w dzisiejszym, zaszczytnym gronie. Nie sprawdziłem też zbyt wielu mniej znanych tytułów, bo w tym roku postawiłem głównie na nadrabianie zaległości z lat poprzednich. Tak czy siak, podium udało się wybrać bez większych problemów.
 

czwartek, 6 marca 2014

Watch Dogs, czyli Ubisoft robi swoje.

Kilka miesięcy temu nadjechała Forza 5 i w niej wkurzyły mnie głównie mikrotransakcje. Tym razem głównym bohaterem zrzędliwego wpisu zostaje Watch Dogs. To był pierwszy tytuł pokazujący moc nadchodzącej generacji. Powiedzmy sobie szczerze - pod względem oprawy i interaktywności świata prezentacja zniszczyła wszystkie dotychczasowe produkcje. Watch Dogs było wtedy nieprawdopodobnie ładne i pozwalało na wyobrażenie sobie graficznej ewolucji nie mniejszej niż przy przesiadce z PS2 na PS3. Kto nie pamięta, Watch Dogs wyglądało wtedy tak:


Fajnie, naprawdę fajnie, jak powiedziałby Kazimierz Węgrzyn. Tymczasem premiera już maju, a wszystko wskazuje na to, że w ciągu ostatniego roku (z hakiem) dopieszczania kodu ten wizualny majstersztyk nieco nam... zbrzydł? Popatrzcie sami. Oto główny bohater w 2012:


A oto jego facjata w marcu 2014:





Niestety cięcia nie skończyły się na skądinąd sympatycznym panu w zielonej czapce. Rozgrywka w wersji na PS4 też wygląda zauważalnie gorzej.



Osobiście żałuję, że nie uchował się nawet ciekawy, na swój sposób minimalistyczny interfejs.

Podrasowane graficznie gameplay-e towarzyszą nam od lat, ale w przypadku Watch Dogs taka zmiana uderza szczególnie. Liczyłem, że ta gra będzie pod względem oprawy next-genem pełną gębą. Na coś takiego się nie zanosi. Ubisoft w moim rankingu graficznych ścimieniaczy wysuwa się na prowadzenie, w efektownym stylu wyprzedzając Codemasters (nie zapomnę tych screenów z pierwszego Dirta), które po krytyce graczy nieco przystopowało.

Tym samym nie będzie to debiutancki tytuł na nowe konsole, który graficznie w stu procentach mnie urzeknie. Ale spokojnie, mają one jeszcze trochę czasu. W poprzedniej generacji pierwszą produkcją, która podniosła poprzeczkę pod względem oprawy, była gra ze stajni Microsoftu - Gearsy. A te wyszły prawie rok po premierze 360-tki...

czwartek, 2 stycznia 2014

Pierwsze Osiągnięcie 2014

Witam wszystkich w 2014! Wszystkiego dobrego i niech nadchodzący rok nie będzie gorszy niż ten poprzedni.

A co o nadchodzącym roku mówi pierwsze zdobyte osiągnięcie? Jest nim...


zaliczenie 20 misji związanych w wytwarzaniem przedmiotów w Final Fantasy XIV: A Realm Reborn. Czy 2014 upłynie mi pod znakiem jubilerstwa na zamówienie?

A w nowego Finala pogrywam od paru dni i jest całkiem przyjemny. Pierwsze wrażenia już niedługo.


sobota, 24 sierpnia 2013

Gry z dobrym soundtrackiem, część pierwsza

Ogrywając ostatnio Maskę Zdrajcy byłem pod wrażeniem kilku motywów muzycznych. Świetny klimat tej produkcji to zasługa także ścieżki dźwiękowej. Zastanowiłem się później nad muzyką w grach video.

Ale muszę postawić sprawę jasno - słoń mi nadepnął na ucho. Do tego rzadko kiedy coś mi się spodoba. Nie będzie to więc jakieś "Top 20 soundtracków w grach", nie jestem też specjalnym fanem takich list. Tak czy siak, oto gierkowa muzyka, która zapadła mi w pamięć, ewentualnie całe tytuły ze świetnymi soundtrackami.

Neverwinter Nights 2 - Mask of the Betrayer
ulubiony motyw: Mulsantir theme
Akurat na początek - najświeższy odkryty przeze mnie erpeg wybitny. Już podstawowy NWN2 miał udaną muzykę - szczególnie podczas podróży przez Doki - ale dodatek jest pod każdym względem lepszy. Najbardziej wpadł mi w ucho motyw Mulsantiru, który świetnie oddaje klimat tego tajemniczego miasta i dobrze wprowadza do smutnej historii Zdrajcy.
http://www.youtube.com/watch?v=4V1ZB1rWsS4

The Neverhood
ulubiony motyw: Claymen theme
Jako drugą podaję grę, którą oficjalnie uważam za Grę Z Najlepszym Soundtrackiem w Historii. Grunt to budowanie napięcia, nie ;) ? Po prostu arcydzieło. Ktoś sprzedał duszę diabłu dobierając te melodie. Lepszego soundtracku zrobić się nie dało.
http://www.youtube.com/watch?v=UuXMQXO3VpY

Planescape: Torment
ulubiony motyw: Deionarra's theme, Smoldering Corpse Bar music
Jako, że znamy już GZNSwH, mogę równie dobrze podać drugie miejsce. Tormenta poznałem przed Neverhoodem i to właśnie on dzierżył przez długi czas ten zacny tytuł. Soundtrack perfekcyjny. Moje ulubione melodie to motyw Deionarry - co prawda strasznie smutny - i rzadko wspominany motyw Gospody pod Gorejącym Człekiem. Bezbłędnie trafiający w klimat tego miejsca.
http://www.youtube.com/watch?v=wt0gTepdV1E

Vampire the Masquerade: Bloodlines
ulubiony motyw: Downtown theme
Równie długi co znakomity soundtrack do jednej z moich ulubionych gier. Cały na poziomie, jednak z pewną melodią jeszcze wybijająca się ponad średnią. Motyw Downtown za każdym razem przenosi mnie do mrocznej wersji Los Angeles.
http://www.youtube.com/watch?v=8FU6JTZhMS8

The Elder Scrolls: Skyrim
ulubiony motyw: motyw główny
Muzyki ze Skyrima nie stawiam obok Neverhooda i Tormenta, ale z czystym sumieniem dałbym za nią grze ocenę "10". Świetnie pasuje do całości. Swoją drogą to chyba najnowszy tytuł na mojej liście (oczywiście o czymś zapomniałem).
http://www.youtube.com/watch?v=XgHSVhOI4SM

World of Warcraft - Wrath of the Lich King
ulubiony motyw: Scholazar Basin theme
Ha, tutaj coś wyróżniającego się z tłumu. Muzyka z MMO? Jak najbardziej. WoW jest kapitalnie udźwiękowiony, a muzyka z dodatku WotLK najbardziej zapadła mi w pamięć. Mój ulubiony motyw to ten ze Scholazar Basin. Wspaniały, choć z perspektywy czasu nie pasuje do grindowego charakteru krainy. Aha, z kolejnych dodatków do WoWa nie pamiętam dzisiaj żadnej melodi...
http://www.youtube.com/watch?v=8Nwj29zCxzI

Metal Gear Solid 3: Snake Eater
ulubiony motyw: No bez żartów ;)
Najlepszy soundtrack Bonda, który przy okazji nigdy w Bondzie nie był. No i TA DRABINA.
http://www.youtube.com/watch?v=yZ_KNLRCl3U

Doom i Doom II
ulubiony motyw: Doom I level 5
Co za klimat. Nie przypominam sobie innego shootera z równie dobrą muzyką, choć pisząc to jestem przekonany, że o czymś zapomniałem. Muzyka z piątego poziomu pierwszego Dooma śniła mi się po nocach. I w temacie strzelanki ID - każdemu polecam przesłuchanie soundtracku z Dooma 64...
http://www.youtube.com/watch?v=cixW6rogZ48

Silent Hill 2
ulubiony motyw: -
Ulubiony motyw z muzyki do drugiego Silent Hilla? Dajcie spokój, ja się staram nawet nie przypominać sobie niektórych melodii... Ale na poważnie - muzyczny sequel idealny. Z przerażającego soundtracku Silent Hilla do soundtracku przerażająco pięknego w części drugiej.
http://www.youtube.com/watch?v=QFvt2cNSOaM

Beyond Good & Evil
ulubiony motyw: Propaganda
Cudowny soundtrack świetnej gry. Lepszy za każdym przesłuchaniem. W sumie umieściłbym go na jednej półce z moimi ulubionymi tytułami.
http://www.youtube.com/watch?v=avSfbiQcgoo

Red Dead Revolver
ulubiony motyw: Lo Chiamavano King
Wydaje mi się, że bardziej znany jest jednak soundtrack z Red Dead Redemption. Pewnie dlatego, że to lepsza gra. Osobiście bardziej podobał mi się ten w starszej części serii. Głównie za motyw Kinga wykorzystany potem w nowym Django.
http://www.youtube.com/watch?v=SXiTeMcos3Y

Ninja Gaiden (NES)
ulubiony motyw: Vow of Revenge
Polecam przesłuchać wyżej wymieniony utwór. Marzy mi się, by kiedyś wykorzystano go jeszcze w jakiejś godnej tego grze.
http://www.youtube.com/watch?v=Zsm4S1EKGGc

Hopkins FBI
ulubiony motyw: The Troggs - I Can't Control Myself
Z gry pamiętam wiele elementów. Dwa, które się wyróżniały to piosenka zespołu The Troggs i hmm... jakby to ująć... jedyny w swoim rodzaju dubbing w wykonaniu Janusza Gajosa. ;)
http://www.youtube.com/watch?v=Pa5WkuK9R8U

Hotline Miami
ulubiony motyw: M|O|O|N - Hydrogen
Soundtrack, który ze świetnej gry zrobił jedną z najciekawszych produkcji w historii...
http://www.youtube.com/watch?v=oKD-MVfC9Ag

Grand Theft Auto: Vice City
ulubiony motyw: całość
Vice City to moje ulubione GTA i to właśnie z uwagi na ścieżkę dźwiękową. Może nie są to najświeższe hity, ale jak wspaniale się tego słucha...
http://www.youtube.com/watch?v=piL-RGVxBmM (Flash FM)

Grand Theft Auto: Chinatown Wars
ulubiony motyw: Hsin Theme
Ha - znowu coś co mogło niektórych zaskoczyć. Tak jest, gra z Nintendo DS na tej liście. Wspaniała muzyka i... drugie najlepsze GTA.
http://www.youtube.com/watch?v=iqtXYGWt97A

Arcanum: Przypowieść o Maszynach i Magyi
ulubiony motyw: całość
Jakim cudem dopiero teraz przypomniałem sobie o Arcanum? Bardzo możliwe, że to byłby mój numer trzy i to z minimalną stratą do prowadzącej dwójki. Jeśli nie grałeś w Arcanum to proszę, przestań oglądać jakieś blogi i bierz się za nadrabianie zaległości.
http://www.youtube.com/watch?v=xBXCRL-kFwY

The Last of Us 
ulubiony motyw: całość
Uff, jak dobrze, że to nie żaden Top. Nie miałbym pojęcia na którym miejscu uplasować ten wspaniały soundtrack. Sama muzyka jest piękna, ale jej umieszczenie w trakcie rozgrywki... - pokłony dla twórców.
http://www.youtube.com/watch?v=duwlqZWJEcM

Fahrenheit (Indigo Prophecy)
ulubiony motyw: całość
Nie potrafię wybrać ulubionego utworu. Soundtrack Fahrenheita broni się jako całość. Gra nie spodoba się każdemu, ale muzykę doceni pewnie większość.
http://www.youtube.com/watch?v=W7g5YFAYUI4

No, to pierwsza partia moich ulubionych soundtracków. Przerażony tym jak bliski byłem pominięcia muzyki Arcanum, w pełni zdaję sobie sprawę, że zapomniałem o wielu wspaniałych melodiach. Postaram się zapisywać gdzieś gry, które mi się przypomną i gdy zbierze ich się wystarczająca ilość, zrobię drugą część wpisu.


Dziękuję za przesłuchanie!

piątek, 12 kwietnia 2013

Stanislav Levy - legenda za życia

Uwaga - wpis bardzo, ale to bardzo nie-do-brania na poważnie.

Powracając po dłuższej nieobecności tego działu, wraca coś o piłce nożnej. Jak zwykle z przymrużeniem oka, bo o naszym rodzimym futbolu nie da się inaczej.

Choć dzisiaj bardziej o piłce nożnej rodem z kraju naszych południowych sąsiadów.

Zaczęło się 3 września ubiegłego roku na portalu Weszlo.com. To tam pojawiła się informacja o zainteresowaniu Mistrza Polski - Śląska Wrocław - czeskim trenerem z Albanii. Informacja podana w swoim stylu:

Śląsk Wrocław w ostatnich dniach intensywnie szukał trenera, ale niestety robił to chyba szperając po przytułkach. Już wcześniej informowaliśmy, że w orbicie zainteresowań znaleźli się Duszan Radolsky i Frantisek Straka, co brzmiało co najmniej zabawnie. Zdawało nam się, że ostatecznie padnie na kogoś bardziej poważnego, a tymczasem - jak donoszą media - padło na poważnego mniej. Jeszcze mniej! Facet na imię ma Stanislav, na nazwisko Levy (po naszemu Staszek Lewus) i ostatnio pracował w Albanii, a wiadomo, że jak ktoś pracuje w Albanii to tak, jakby zmywał naczynia w dworcowym barze. Inaczej mówiąc – jak ktoś trenuje w Albanii to należy mu współczuć, a nie zatrudniać.

Mistrza Polski najwyraźniej stać tylko na jednego trenera – na Oresta Lenczyka, z którym przedłużono kontrakt i któremu teraz będzie trzeba jeszcze trochę zapłacić. Levy zapewne nie ma wymagań jak Jose Mourinho i to stanowi jego największą zaletę, ponieważ innej nie potrafimy sobie wyobrazić. Oczywiście, jest możliwe, że facet okaże się w naszej lidze szkoleniowym geniuszem, ale na dziś działacze Śląska ani tego nie wiedzą, ani nawet nie mają podstaw, by to zakładać. Na razie się zwyczajnie wydurnili i ściskają kciuki, by jakoś to było.

Nowy szkoleniowiec ostrzeżenie zawarł już w nazwisku – Levy.





Jeszcze tego samego dnia zaproszeni na konferencję Śląska goście mogli dowiedzieć się co nieco na temat przesympatycznego skądinąd wąsacza. Jak się okazuje, to trener rodem z Bundesligi. Ale to nieistotne, bo w naszej piłce to przecież nie to jest najważniejsze. Ludzie szybko znaleźli w internecie zdjęcia trenera Levego...





I zaczęło się.

Jak słusznie zauważył wspomniany portal, po zdjęciach z katalogu to we Wrocławiu trenera nie wybierali. I tak wśród polskich trenerów pojawił się prawdziwy unikat. Facet, który wygląda jakby... nie - dajmy temu spokój. Bo nie to jest najważniejsze. Może jedynym komentarzem na tym blogu o wyglądzie przesympatycznego skądinąd krajana Krecika będą słowa pewnej piosenki:

A najlepsza fryzura, jeśli jeszcze nie wiecie:
Krótko z przodu, długo z tyłu i wąsy na przedzie

Co z tego, powiecie, gdzie ta legenda, to tylko trener, który nie wydaje na żel i e-papierosy tyle co Tomasz Hajto. Prawdziwa legenda swój początek ma w komentarzach... I jak to zwykle bywa, było niewinnie.

Stanislav Levy:
Ahoj kamrati ! Ja sem hipster, ne menelik !

Stanislav Levy:
Kierowniku, złotóweczkę!




Podobno na konferencjach prasowych Stacha Levego zamiast wody i paluszków będzie denaturat i śledzie.

Dopiero później sytuacja zrobiła się ciekawa. Wyłania nam się komiczna postać Stanislava Levego, przesympatycznego skądinąd czeskiego trenera, którego największym osiągnięciem w karierze jest dostanie się do wrocławskiego Śląska. Wraz ze swoimi przyjaciółmi z Ołomuńca - Mirkiem i Mietkiem - utworzył sobie w klubie pijackie eldorado. Trener Levy gustuje w trunkach o fioletowym zabarwieniu, nie pogardzi Nalewką Księcia Poniatowskiego ani Błękitem Paryża. Mieszka razem z konkubiną w bloku socjalnym, gdzie regularnie wywiązują się szamotaniny z lokatorami. Na trening jeździ rowerem Wigry-3. Oferuje miejsce w składzie Śląska za poratowanie złotóweczką. Pijackie eldorado we Wrocławiu zdaje się nie mieć końca...

I tak zaryzykuję stwierdzenie, że anonimowi internauci utworzyli śmieszniejszą postać niż główni bohaterowie 90% polskich seriali komediowych. Jak to zwykle bywa, nie potrzeba było wiele, by pojawiła się strona na facebooku - skupiająca fanów przygód sympatycznego Czecha.

Można trafić tam na prawdziwe perełki.




A to ogólne...

(wywozi na przyczepce słupki treningowe, piłkarze biegają wokół pustych butelek)

(Wybiera się na niedzielny popołudniowy spacer z konkubiną do parku. Za pazuchą ma schowaną nalewkę księcia Poniatowskiego w znajomym fioletowym kolorze, którą co jakiś czas popija sobie.Zaczepia elegancką kobietę około 50 która na rękach niesie psa Yorka. Opowiada kobiecie że w dzieciństwie w Ołomuńcu też miał jamnika.)

A to aktualne - ta po podpisaniu kontraktu z Moulounguim...

(kompletnie pijany smaruje Patricka Mraza pastą do butów, kilka godzin pózniej Śląsk podpisuje kontrakt z "czarnoskórym Erikiem Moulounguim", pijackie eldorado trwa w najlepsze)

A to książkowo-filmowo-historyczne...

(Narada u Elronda, wielu posłańców z dalekich krajów debatuje nad losem Pierścienia Władzy. Dzielny hobbit Frodo Baggins godzi się na los powiernika Pierścienia. Masz mój miecz ! - zakrzyknął Aragorn. Masz mój łuk ! - powiedział Legolas ! Masz mój topór ! - rzekł Gimli.
I moją dyktę ! - wychrypiał tajemniczy, cicho dotychczas siedzący, wąsaty przybysz z południa. To Stanislav Levy, dobrze znany w Gondorze alchemik z krainy zwanej Ołomuniec. Konsternacja zgromadzonych. Dotychczas nikt nie słyszał o broni zwanej dyktą. Sympatyczny przybysz tylko się zaśmiał i postawił przed nimi obok Pierścienia fioletowy płyn w kryształowej fiolce. Boromir uradowany mamrota coś do siebie o darze którym Nieprzyjaciela bedzie dało się pokonać, reszta zebranych nadal nieprzekonana. Tymczasem sympatyczny południowiec bez słowa wyciągnął zza pazuchy kolejną butelkę fioletowej trucizny i opróżnił ją jednym łykiem prezentując niewątpliwą potęgę owej broni. Po chwili podrdzewiała gondorska kolczuga, podróżne szaty przesympatycznego wędrowca, cała 10 osobowa Drużyna Pierścienia a także sam Pierścień cali w ekskrementach. Sztynks niemiłosierny.Pijackie eldorado sędziwego wojownika nie kończy się wraz z przekroczeniem granic Rivendell. Wszyscy, łącznie z Sauronem z trudem hamują odruch wymiotny. Skandal wisi w powietrzu. Zemsta Saurona będzie straszliwa.)

(To już kolejny rok w Hogwarcie. Harry, Ron i Hermiona udają się na lekcję eliksirów na których mieć będą zajęcia z praktykantem - sędziwym czeskim czarodziejem o sympatycznej aparycji. Po wejściu do lochów zauważają czającego się w kącie Snape'a który z drwiącym uśmieszkiem przedstawia profesora Levego. Sympatyczny mistrz eliksirów zachrypniętym głosem nakazuje uwarzenie fioletowego eliksiru zagłady znanego powszechnie jako Błękit Paryża, dykta lub denaturat. Chwilę później, łysiejący magik wdaje się w szamotaninę z Nevillem Longbottomem, oskarżając go, że chce go otruć - nic dziwnego, wywar był zielony i gęsty zamiast fioletowy i płynny. Atmosfera skandalu nasiliła się niebezpiecznie. Na szczęście Hermiona uratowała sytuację kończąc wywar. Profesor z błogim uśmiechem obdarował Gryffindor 20 punktami a sam przelał specyfik do piersiówki i opróżnił jednym łykiem. Niestety, chwilę później padł na podłogę nieprzytomny od spożycia nadmiaru fioletowej trucizny, przypadkowo rzucając swoje słynne zaklęcie Exkremento Patronum. Szata czarodzieja cała w ekskrementach. Odór irracjonalny. Uczniowie z trudem hamują odruch wymiotny. Ron wymiotuje. Malfoy pokłada się ze śmiechu widząc upadek przesympatycznego magika z Ołomuńca. Snape krzywi wargi w ironicznym uśmiechu rzucając zaklęcie oczyszczające. Pijackie eldorado profesora Levego przybiera na sile.)

Naprawdę, działacze Śląska, nie wiem skąd wytrzasnęliście tego przesympatycznego skądinąd trenera. Ale dzięki, polska liga jest przynajmniej jeszcze śmieszniejsza.




Zastanawia mnie tylko czy jakby Levy pojawił się w innym kraju, czy jego odbiór byłby taki sam. Ja myślę, że nie - to komizm naszego futbolu wykreował postać trenera Levego, a nie sam wygląd jego pierwowzoru... ;)

---
Aktualizacja
Stanislav Levy - The Best Of
Fani sympatycznego szkoleniowca z kraju Rumcajsa nie próżnują. Podobnie robi czeski Guardiola, który do swojego bloku socjalnego sprowadził starych znajomych, członków słynnej Ołomuńskiej Ośmiornicy, szajki złomiarsko-kłusowniczej działającej głównie na terenach dawnej Czechosłowacji.

Trener Levy zdążył dorobić się także nowej ksywki...


Wpadł w oko Rockstarowi...


Sprawdzał grubość ogrodzenia na stadionie miejskim w Gliwicach...


A nawet wystąpił w reklamówce Skody...

Jedno jest więc pewne:
Pijackie eldorado trwa!

niedziela, 25 listopada 2012

Dobry serial E01 - Sons of Anarchy

Dawno nie oglądałem żadnego serialu. Na bieżąco śledziłem tylko Dextera i Breaking Bad. Ten pierwszy strasznie się stacza w nowym sezonie, drugi to klasa sama w sobie, ale muszę kiedyś obejrzeć go od początku, bo już nieco zapomniałem przebieg wydarzeń. Jednak to nie o nich miało tu być, a o polecanym mi Sons of Anarchy. Spoilerów nie będzie, można spokojnie czytać nawet jak się nie oglądało.

O czym jest ten serial? W dużym skrócie, o gangu motocyklistów. Gang jak gang, ale żeby było ciekawiej, akcja rozgrywa się w prowincjonalnym miasteczku gdzieś w północnej Kalifornii, a co za tym idzie, Synowie ze swoją organizacją zajmują wysoką pozycję w hierarchii Charming. A czym Sonsi mnie kupili?

Na początek tym, że się nie rozkręcają przez 2 pierwsze sezony jak Rodzina Soprano. Pierwszy odcinek wymiata - szczególnie sceny z Elvisem - a mniej więcej od piątego załącza się syndrom "jeszcze tylko jeden epizod". Wiele serialowych produkcji potrzebuje czasu żeby się rozkręcić, a SoA radzi sobie z tym naprawdę dobrze.

Dalej mamy znakomite aktorstwo. Katey Sagal kradnie tutaj przedstawienie. Dla mnie po tym serialu wreszcie przestanie być Peggy Bundy, a zostanie Gemmą. Oprócz niej mamy też Rona Perlmana, który wreszcie dostał szansę, by zagrać poważną rolę pierwszoplanową. Swoje robi też Tommy Flanagan jako Chibs, byłem zdziwiony jak przeczytałem, że swego czasu mógł... nawet nie zostać aktorem. Nie gorsza jest Ally Walker jako bezwzględna agentka. Nieco mniej podoba mi się teoretycznie główny bohater.

Dlaczego teoretycznie, przecież jak główny, to główny? Przez Gemmę i Claya. Bo to oni rządzą tym serialem. O Gemmie nie będę się rozpisywał, to jedna z najlepiej napisanych postaci, jakie widziałem w serialach. Clay za to z każdym sezonem zyskuje trochę głębi i ciężko jest wyobrazić sobie SoA bez niego. I jak wspominałem, Ron Perlman jako przekraczający kolejne granice moralności szef gangu jest bezbłędny.

Polecam Sonsów tym, którzy szukają absorbującego i mocnego serialu. A ja mam nadzieję, że twórcy wiedzą, kiedy powiedzieć stop i skończyć swoje dzieło. Żeby nie zaliczyli takiego spadku poziomu jak w ostatnim sezonie Dextera.