W The Walking Dead grałem od premiery pierwszego odcinka. Wstrzymywałem się jednak z opinią do ogrania ostatniego epizodu. Ten wyszedł dzisiaj, co mogę więc powiedzieć? To najbardziej pozytywna niespodzianka tego roku!
Po pierwsze: mechanika. To gra garściami czerpiąca ze świetnego Fahrenheita i prawie równie świetnego Heavy Rain. Porównania do obu tych tytułów są nieodzowne. Mamy więc przygodówkę, w której często musimy podejmować decyzji w ułamku sekundy. Z Fahrenheita najbardziej zapadła mi w pamięć scena, kiedy mieliśmy kilka chwil na działanie, gdy do naszego mieszkania dobijał się policjant. Co zrobić najpierw? Obmyć ręce z krwi? Schować sugerujące przestępstwo ubrania? Otworzyć mu drzwi? Tutaj mamy coś takiego w każdym odcinku.
Po drugie: postacie. Bohaterowie WD są fenomenalni. To jedne z najlepiej zarysowanych postaci, jakie widziałem w grach. Główny bohater - Lee, wąsaty Kenny i jego rodzina, Larry z córką i wiele innych. Każda świetnie napisana, mająca swoje własne problemy, marzenia i tajemnice. Jednak prawdziwą bohaterką jest tutaj....
Clementine. Zacznijmy od tego, że nie lubię dzieci w grach. To chyba przez Fallouta 2 i słynne okradanie naszej postaci przez dzieciarnię. A Clem jest wspaniała. Już w pierwszym odcinku czuło się potrzebę zaopiekowania nią. Ani razu mnie nie zirytowała, każda jej reakcja wydaje się być autentyczna. Ogromne brawa dla twórców.
Jeśli było o Clem, to musi być też o głównym bohaterze tej opowieści. Lee na pierwszy rzut oka wygląda na mięśniaka, który inteligencją nie grzeszy. Jak się jednak okazuje, to mądry facet o złożonej osobowości. Co mi się spodobało? To, że autorzy gry nie mają nas za idiotów. Nie mamy podanego na tacy wszystkiego o głównym bohaterze. Stopniowo dowiadujemy się o jego sekretach, ale nikt na siłę nie próbuje nas od początku wtajemniczyć. Dobre zagranie twórców.
Fabułę oceniłbym w skali szkolnej na 5. Do najwyższej oceny troszkę zabrakło, momentami gra była nieco przewidywalna, a czasami mieliśmy zbyt mały wpływ na przebieg wydarzeń. Nie zrozumcie mnie źle, to kawał dobrej fabuły. A z gier zahaczających o gatunek horroru, chyba tylko Silent Hill 2 może się z nią równać. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że gra fabularnie pokazuje plecy Heavy Rain. Nie ma tu nawet kiczowatych zwrotów akcji.
Oby tak dalej Telltale Games. Czuję, że nie powiedzieliście ostatniego słowa...